Tytuł troszkę "zerżnąłem" z koleżanki Procelli, wiem, ale jest późno i nie przyszło mi do głowy nic lepszego.
Macie jakieś sceny filmowe, które zapadły Wam w pamięć? Poruszyły tak bardzo, że rozpłakaliście się rzewnymi łzami, byliście wściekli czy coś w tym rodzaju?
Dla mnie jedną z najstraszniejszych scen ostatnich lat jest śmierć Ofelii w "Labiryncie Fauna". Wszystko jest jeszcze w miarę, aż do momentu, jak ona pojawia się w sali królewskiej i rozmawia z "rodzicami". Tego już nie wytrzymuję
Ostatnio edytowany przez Viljar (2008-09-10 23:27:42)
Offline
Ech wiele jest takich scen…
Od zawsze…scena na dachu w „Łowcy androidów”
Ostatnio…scena z Control”, kiedy słychać zza kadru myśli Iana: żebyście wiedzieli ile mnie to wszystko kosztuje (przynajmniej taki był sens, bo nie mam jak sprawdzić cytatu)
Niektóre sceny rozwalają mnie też pozytywnie acz nostalgicznie jak np. z filmu „Niewinni czarodzieje”, kiedy idą wężykiem po pustej ulicy, takie nic... zresztą akurat ten film mogłabym oglądać wciąż i wciąż…
Offline
tak... scena na dachu i text o łzach w deszczu.... jezusie - piszę o tym i juz mam mokre oczy...
scena z "Podwójnego życia Weroniki" Kieślowskiego - kiedy ona podczas występu pada na scenę...
i podwójna scena jedzenia gruszek w "Mieście aniołów"....
jutro - jak wytrzeźwieje dołożę więcej...
Offline
Genialna scena z Adwokata Diabła. Pacino opowiada Reevesowi naturę Boga.
"ten gość to żartowniś, siedzi tam i smieje się z nas- HA HA HA"
"Mówi: patrz...ale niedotykaj....dotykaj..ale nie smakuj..."
Ta sekwencja jest niesamowita...zresztą cały film jest taki.
Offline
Zawsze wymiękam na scenie z Obcego, jak Brett idzie przez maszynownię szukając kota. Człowiek wie, że zaraz coś na niego wyskoczy, spodziewa się, żyje w napięciu... a tu nagle w jednym ujęciu z góry widać, że rur i kabli, które chwilę wcześniej było widać, jest jakby więcej. A potem ten koszmarniasty kształt schodzący na dół... Zamiast zrobić to jednym szybkim ujęciem z zaskoczenia, to reżyser najpierw widza wystraszył, a potem pozwolił się delektowac pojawieniem najwspanialszego potwora, jakiego widziało kino...
Offline
Patrick Bateman
Scena z filmu "Misja" Rolanda Joffe, gdy ranny Mendoza patrzy na procesję prowadzoną przez ojca Gabriela, który za chwilę ginie postrzelony w krtań. Gdy Indianie podnoszą krzyż i ruszają dalej, Mendoza umiera... Zawsze ryczę na tym filmie...
Offline
Makarou de seur
Ostatnia scena "O jeden most za daleko". Najpierw ranni żołnierze brytyjscy na podwórku przy zaimprowizowanym szpitalu-domu, wśród mogił poległych kolegów śpiewają jakąś wzniosłą angielską pieśń, w niepokoju czekając na przyjście Niemców mających pojmać ich do niewoli, a potem ten piękny widok zachodzącego słońca i ta świetna muzyka na koniec.
Ostatnio edytowany przez piggyinthemirror (2008-08-23 17:48:50)
Offline
W Obcym 2 jest scena w której Ripley cofa się po Newt. Schodzi do Ula obcych, i znajduje mała tuz przed atakiem facehuggera. Potem wraz z nią ucieka przed Alienami i trafia do ich Matki. Niesamowita jest ta scena, w której Ripley grozi miotaczem sugerując Matce że spali jaja z zarodkami, jeżeli nie zostanie przepuszczona. Moment porozumienia - koszmarny stwór, uwięziony przez skomplikowany system rozrodczy, i quasi-matka, zdesperowana by ratowac przybrana córkę.
Offline
Skrytojebczyni
Scena śmierci Eliasa w "Plutonie".Rozwala mnie, w dodatku świetna muzyka.
Offline
Niemal każda retrospekcja w "Człowieku z żelaza". Szczególnie scena smierci Mateusza Birkuta oraz ostatnia scena, jak Maciek stoi nad miejscem, gdzie zmarł jego ojciec. Widzę to miejsce z okna kolejki przynajmniej dwa razy dziennie, a często tamtędy przechodzę. Ten film ma dla mnie wielkie znaczenie, bo jestem w stanie rozpoznać niemal każde miejsce ukazane w filmie. I niemal w każdym byłem (w stoczni też!). No i przez dwa lata miałem sąsiada, który uczestniczył w wydarzeniach z Grudnia '70 i w rozmowach sierpniowych. Jak pomagał mi w malowaniu, to wiele o tych czasach opowiadał. Skutkiem tego zarówno te wydarzenia, jak i film są mi bardzo bliskie.
Offline
Królowa jest tylko jedna
Przychodzi mi na myśl wspomniany już przeze mnie w innym wątku film "1900 - człowiek legenda", kiedy 1900 ma wreszcie po raz pierwszy w życiu wejść na ląd. Wychodzi na mostek, na lądzie czeka na niego lachon. 1900 jest przekonany, że chce być z tym lachonem, chce zacząć normalne życie. Jednak jakaś siła nie puszcza go i każe mu zostać na statku, jak się okaże, na całe życie. Nie umiem tego poisac, to trzeba zobaczyć. Próba opowiedzenia takiej sceny to jak taniec o architekturze.
Offline
Patrick Bateman
Scarlett napisał:
Przychodzi mi na myśl wspomniany już przeze mnie w innym wątku film "1900 - człowiek legenda", kiedy 1900 ma wreszcie po raz pierwszy w życiu wejść na ląd. Wychodzi na mostek, na lądzie czeka na niego lachon. 1900 jest przekonany, że chce być z tym lachonem, chce zacząć normalne życie. Jednak jakaś siła nie puszcza go i każe mu zostać na statku, jak się okaże, na całe życie. Nie umiem tego poisac, to trzeba zobaczyć. Próba opowiedzenia takiej sceny to jak taniec o architekturze.
Hmmm, znam ten film na pamięć i lachon jednak chyba na niego nie czekał... Wiele jest tam scen, które mnie poruszają, zazwyczaj są to ich końcowe fragmenty, np. ten, w którym 1900 gra "Tantarellę" dla pasażerów w niższej klasie, a potem nagle zostaje sam w sali, gdy ktoś obwieścił, że zobaczył Amerykę. Może ten fragment nie rozpieprza tak emocjonalnie, ale jak złożyć wszystkie mu podobne zusammen do kupy...
Ostatnio edytowany przez Sinisterr_a.k.a._Icarus (2008-08-25 11:20:49)
Offline
Końcowa scena z "Pachnidła". Bohater skazany na smierć, oczekuje na wykonanie wyroku na rynku wypełnionym ludźmi. Stojac na szafocie uwalnia w powietrze zapach stworzony w drodze swoich smiertelnych eksperymentow. Zapach unosi się, dociera wszędzie, w kazde miejsce, do każdego człowieka...I wszyscy zaczynają sie kochać. Zdejmuja z siebie ubrania i zaczynaja sie kochać...To jest niesamowicie długa i wysmakowana scena. Kamera niespiesznie przeslizguje sie po miasteczku ukazując siłe stworzonego perfumu. Nie słychac odglosów milości, jest tylko obraz i niewiarygodnie delikatna i drżąca muzyka. Pozamiatało mnie to.
Offline
Patrick Bateman
Końcowa scena z "Bandyty", kiedy Brute odchodzi z sierocińca, ale mały Jorgu nie odpuszcza i chce odejść razem z nim. Wyję zawsze na tym okrutnie.
Offline
Makarou de seur
mnie ostatnio gdy odświeżyłem film "Hooligans", przejęła mocno scena , gdy przywódca kiboli West Hamu ginie zakatowany przez szefa kiboli Millwall.
Offline
Vanessa napisał:
Film wbija w podłogę,ale dałam radę do końca.
przymierzalam sie do niego wielokrotnie, próbowalam....
ale - ja mu nie wierzę. Nie wiem czemu - ale niemal od poczatku czuję w nim jakąś fałszywą nutę - ktora nie pozwala mi sie wczuć i wzruszać. Coś się we mne buntuje i krzyczy... może to nadmiar emocji... może jak na moje odbieranie świata została przekroczona jakaś granica ....
może we mnie samej jest tyle krzyczących uczuć aż do histerii włącznie - że ta filmowa ilość jest dla mnie nie do przełknięcia... może to dlatego - niewiem.
Ale nie lubię filmu "Tato" - nie potrafię go podziwiać ani mnie nie wzrusza.
Może gdyby szaleństwo żony głownego bohatera pokazano z większym umiarem... żeby trzeba było sie jego domyślać - to filmowe jest przejaskrawiono IMO az do absurdu....
żona jest zbyt szalona, a Linda zbyt idealny i bez winy.., w życiu tak sie nie zdarza.....w zyciu trafiają się prócz czerni i bieli odcienie szarości - znacznie trudniejsze i do zagrania przez aktorów i do opowiedzenia się widzów - za lub przeciw....
taki film byłby dla mnie ciekawszy i prawdziwszy..... a tem wqrza mnie masakrycznie....
Offline
Patrick Bateman
drzoanna napisał:
Ale nie lubię filmu "Tato" - nie potrafię go podziwiać ani mnie nie wzrusza.
Może gdyby szaleństwo żony głównego bohatera pokazano z większym umiarem... żeby trzeba było sie jego domyślać - to filmowe jest przejaskrawiono IMO aż do absurdu....żona jest zbyt szalona, a Linda zbyt idealny i bez winy.., w życiu tak sie nie zdarza.....w życiu trafiają się prócz czerni i bieli odcienie szarości - znacznie trudniejsze i do zagrania przez aktorów i do opowiedzenia się widzów - za lub przeciw....
taki film byłby dla mnie ciekawszy i prawdziwszy..... a tem wqrza mnie masakrycznie....
<na moment przebudzony ze snu>
Ale on tam wcale nie jest taki kryształowy. Lubi wypić, na dziewczęta chadza, a o prowadzeniu domu czy zajmowaniu się dzieckiem nie ma bladego pojęcia, mimo iż mała ma już parę lat. A że choroba żony została w filmie odkryta bardzo szybko - cóż nie ona i jej schizofrenia są głównymi bohaterami filmu, zaś nagły wybuch choroby w tym konkretnym przypadku to tzw. paragnomen. Nie widzę więc, Dżo, tutaj żadnych przerysowań, jest tej szarości tu wiele, zaś samej czystej bieli i czerni - niemal wcale. Bardzo podobna przemiana głównego bohatera następuje w "Bandycie" Dejczera, z tym że w przypadku Brute'a nie chodziło o jego własne dziecko.
Offline
no teraz już sama nie wiem - co z tym filmem jest nie tak... może nie potrafie tego nazwać.... może to chodzi o jakiś podświadomy odbior - nie mam pojęcia.... ale mnie nie przekonuje i drażni potwornie.
A to - że nie potrafie tego jasno wytłumaczyć tym bardziej....
<idzie po piwo do lodówki>
Offline
Patrick Bateman
Scena śmierci Artaxa z "Neverending Story". Bolało...
Offline
Scena deinstalacji HAL-9000 w "Odyseja kosmiczna 2001"
Offline
Ostatnia scena filmu "V jak Vendetta", kiedy widać, jak zgomadzeni ludzie zdejmują maski, a wśród nich znajdują się pomordowani przez reżim.
Offline
Viljar napisał:
Ostatnia scena filmu "V jak Vendetta", kiedy widać, jak zgomadzeni ludzie zdejmują maski, a wśród nich znajdują się pomordowani przez reżim.
ech... uwielbiam ten film.... a scena mnie aż zatyka....podobnie jak ta z Odysei cytowana przez Ciebie wcześniej....
Offline